Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/136

Ta strona została skorygowana.

on widocznie konkuruje o twoją rękę... Po coby się miał taić?.. Upoważniono go!..
— A ja w jego postępowaniu względem mnie wcale nie widziałam miłości...
— Ja też nie mówię, ażeby on cię kochał... Tacy panicze nie umieją kochać!.. Dla nich małżeństwo nie jest wcale miłością, to tylko połączenie dwóch majątków i dwóch herbów.
— Ojciec mi dotąd ani razu nie mówił o tym margrabi...
— Bo zapewne chce mu dać czas, ażeby zdołał ci się podobać, zanim ci go przedstawi jako narzeczonego... Ale bądź pewna, będzie o nim mówił, i to wkrótce...
— Więc jeżeli to prawda, cóż my poczniemy?
— Nasz los jest w twojem ręku... Opór zawsze jest możebny...
— Drżę cała...
— Ale bądź silną w godzinę walki... jeżeli ona nastąpi!. Kto wie! może nie wszystko jeszcze stracone...
Berta wyciągnęła ku Sebastyanowi złożone ręce z wyrazem błagalnym na twarzy i szepnęła:
— Jakąż pan masz nadzieję?
— Jenerał okazuje mi dużo sympatyi — odrzekł młody oficer — przyznaje mi pewne zasługi i jestem przekonany, że ceni mój charakter... Margrabiemu de Flammaroche nie mógł się jeszcze nieodwołalnie i ostatecznie zobowiązać, ponieważ ciebie dotąd nie pytał, a w dzisiejszych czasach nie można rozporządzać ręką córki bez jej zgody.
— Więc? — spytała Berta, tamując oddech.