jącej pustynie odzywało się tylko wstrętne wycie szakali.
Na straży o kilkadziesiąt kroków przed domem, na pagórku piaszczystym, stał huzar ze strzelbą w ręką. Oficerowie i żołnierze zabierali się do spania.
Porucznik Gérard rozciągnął się na kołdrze wojłokowej, służącej mu za materac, głowę oparł o siodło, zastępujące poduszkę i zaczął myśleć, nie bez przyjemności, że jutro o tej godzinie wypocznie sobie w prawdziwem łóżku.
Z zewnątrz doleciał nagle wesoły głos jakiegoś huzara, śpiewającego żołnierską piosnkę.
Sebastjan nadstawił ucho.
Huzar właśnie śpiewał:
„Poszedł żołnierz w obce strony,
Dostał kulą w bok,
Już nie widział narzeczonej
Śmierć biegła w skok,
Dzisiaj żyjesz na świecie
Jutro kula cię zmiecie
Hu ha!
Legniesz, bracie, w mogile,
Z niej wyrosną badyle,
Wiatr po tobie zapłacze,
Ej! zagrajcie trębacze
W trąbki wszystkie, do ucha
Hu ha!”
Sebastjan przysłuchiwał się tej wojennej melodyi, której rytm począł kołysać go do snu.
Żołnierz śpiewał dalej:
„Tyś nie baba, więc nie becz!
Smutki dalej od cię precz!