Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/141

Ta strona została skorygowana.

dobasz mi się na zięcia, powiedziałem ci to i powtarzam!. Przyrzekłem ci Bertę za żonę... Czyżbyś sądził przypadkiem, że nie dotrzymam słowa?
— A niechże mnie Bóg zachowa od takich myśli — odparł Goulian — ale kiedy pan raczyłeś uznać mnie za zięcia, dodałeś pan jednocześnie, że przedewszystkiem trzeba mi się spodobać pannie de Franoy... Jak najsłuszniej!.. Jeżeli się nie spodobam, pan jesteś zwolniony ze słowa... Nie chcę być mężem narzuconym... Nie przyjmuję ręki bez serca.
— To pięknie, uczciwie, po rycersku, ale niedorzecznie!.. — odparł niecierpliwie hrabia. — Przed dwoma tygodniami nie miałem słuszności... Młode dziewczęta same nie wiedzą czego chcą... Berta pokocha cię po ślubie..
— Ja chcę, ażeby mnie kochała przed ślubem...
— E! do djabła!.. nie bądźże gorączką... nie pal za sobą mostów... Czyś kiedy widział, ażeby wiosna nie nadeszła dlatego że śnieg nie stopnieje od pierwszego promienia słońca... Staraj się dalej, nadskakuj, a śnieg stopnieje.
— Pozwoliłeś mi jenerale, mówić z całą otwartością... Otóż szczerze «ci powiadam, że jest w tem przeszkoda...
— Alboż to nie można jej usunąć?
— Pan tylko możesz to uczynić...
— To bądź pewny, że jej już niema... Cóż to za przeszkoda?
— Kapitan Sebastyan Gérard.
Słysząc to nazwisko, p. de Franoy ździwił się tak wielce, że upuścił cygaro i patrzał na margrabiego osłupiały.