Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/142

Ta strona została skorygowana.

— Sebastyan Gérard! — powtórzył, — Cóż to znaczy? W czem ci Sebastyan może przeszkadzać?
— On ciągle jest między mną a panną de Franoy i to na stopie nieznośnej poufałości. Jeżeli wypadkiem, uda mi się na chwilę rozmawiać z samą panną Bertą, zaraz on musi się przy nas zjawić i jak najniedelikatniej wtrącić się do rozmowy naszej. Gdybym nie ze względu na gościnność twoją jenerale, na dom twój, jużbym z dziesięć razy dał nauczkę, temu tak źle wychowanemu panu...
— Ależ — bąknął hrabia, tłumiąc głębokie westchnienie — Sebastyan jest bardzo miłym człowiekiem... oficerem wielkich zasług...
— O jego zasługach jako oficera, nie mogę być dobrym sędzią, ale co do tego, że jest miłym człowiekiem, pozwolisz mi jenerale inne mieć zdanie.
— Cóż zrobić? — podchwycił starzec, widocznie przygnębiony.
— Prosić po prostu huzara, ażeby bywał rzadziej, a najlepiej, ażeby wcale nie bywał...
— Jakto? wypędzić go od siebie...
— Atak...
— Pod jakim pozorem?..
— Pod byle jakim.
— Stracić człowieka bez powodu... i to człowieka, którym mogę się tylko chlubić... ależ to niepodobna!.. to byłoby potwornie!.. na to nigdy się nie zgodzę|.
— To niech mnie jenerał to zleci,
— Tobie zlecić! Chyba nie wiesz czem to pachnie!.. Pojedynek!
— Pojedynek!.. I owszem!..