Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/143

Ta strona została skorygowana.

— Jakto! więc ty tak nienawidzisz tego biednego Sebastyana?
— Margrabia de Flammaroche nie umiałby nienawidzieć jakiegoś pana Gérarda!.. On mnie tylko draźni!..
— A moje szachy!.. — szepnął starzec tonem coraz smutniejszym. — Któż ze mną grać będzie w szachy, jak kapitana nie będzie?..
— Jabym chętnie go zastąpił, — odparł Goulian. — Cóż, kiedy się wcale na szachach nie znam,
P. de Franoy zgnębiony, oparł głowę na ręku i przez kilka chwil nic nie mówił.
Margrabia patrzył nań z drwiącym uśmiechem.
Jenerał podniósł głowę.
— Namyśliłem się — rzekł. — Nie chcę ubliżyć człowiekowi, którego lubię i który zasługuje na szacunek...
P. de Flammaroche zmarszczył brwi. Hrabia skwapliwie dodał:
— Ale mam sposób, który da wszystko pogodzić...
— Jaki? — zapytał Goulian oschle.
— Poproszę jutro baronowę, ażeby Bertę wzięła do siebie na dwa tygodnie, zgodzi się na to z całego serca, a ty, zamiast prowadzić dalej swe konkury tutaj, będziesz jeździł do Saint-Juan... Cóż dobrze?
— Doskonale... — odrzekł margrabia — i w takich nowych warunkach nadzieję mam niezłomną, że uda mi się przełamać lody.
Goulianowi powiodło się nadspodziewanie, Nie odgadłszy jeszcze miłości Berty dla Sebastyana, przeczuwał wszakże że kapitan ją kocha i że ma na nią wielki wpływ. Oddalić więc od oficera pannę de Fra-