Nareszcie skończył się kontredans. Wicehrabia odprowadził Bertę do baronowej, która z góry oświadczyła, że tańczyć wcale nie będzie.
Sebastyan zbliżył się, ażeby przywitać się z młodą wdową i z Bertą.
Nie dając mu czasu nawet się odezwać, panna de Franoy rzekła żywo:
— Przychodzi pan przypomnieć się o obiecanego, przezemnie kontredansa. Nie zapomniałam o przyrzeczeniu... będziemy tańczyli zaraz pierwszego...
Kapitan skłonił się. W tejże chwili orkiestra rozpoczęła przegrywkę. Berta wstała, oparła się ręką na ramieniu Sebastyana i przeciskając się z nim wśród tłumu, zajęła miejsce między innemi parami, szykującemi się do tańca.
Wtenczas odegrał się jeden z tych dramatów salonów, mniej rzadkich niżby się zdawało, a nieraz w istocie straszniejszych od ponurych melodramatów; teatralnych.
Kiedy z instrumentów orkiestry wybiegały skoczne dźwięki, a twarze tańczących promieniały radością, Sebastyan i Berta, ilekroć figury tańca zbliżały ich do siebie, zamieniali te krótkie, urywane słowa:
Zaczęła Berta:
— Tak blady pan jesteś, to zapewne nie z radości — rzekła — boję się...
— I ma pani najzupełniejszą słuszność... wszystko stracone...
— Mówił pan?..
— Tak...
— I cóż ojciec?
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/156
Ta strona została skorygowana.