Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/158

Ta strona została skorygowana.

— Tak, usłuchasz mnie... tak, spodziewam się... tak, jestem tego pewną... Posłuchaj... Ledwie żyję... zaraz wyjadę z balu, ale ty odjedź jeszcze wcześniej... Za godzinę będę z powrotem w Cusance... Za półtorej godziny zastaniesz mnie w altanie... będę na ciebie czekała... Muszę z tobą długo, długo pomówić... muszę dowiedzieć się do najdrobniejszego szczegółu, co zaszło między ojcem a tobą. Dowiodę ci, że nie potrzebujesz się wcale a wcale, obawiać o rywala, że oddałam ci serce na zawsze i nigdy go nie odbiorę... Wierzaj mi, mój drogi, pozostanę ci wierną... Czas będzie naszym sprzymierzeńcem!.. Podejmuje się wpłynąć na ojca... Naszą jest przyszłość... jesteśmy młodzi i możemy czekać... Cóż, przyjdziesz, Sebastyanie?
— Pytasz mnie, czy będę?. — Ale na takie spotkanie wydarłbym się z grobu!..
— I będziesz mi we wszystkiem posłuszny?..
— Czyż mogę mieć inną wolę po nad twoją?..
— To dobrze... cieszę się... bo widzę, że mnie na prawdę kochasz...
— Czyż mogłaś o tem wątpić!
— Nie... ale teraz jestem jeszcze pewniejszą... Kontredans kończy się... Odprowadź mnie do Blanki... Wyjdź z balu niepostrzeżenie... To będzie bardzo łatwo, ponieważ mnóstwo osób... Poszukaj powozu mej kuzynki i powiedz woźnicy, ażeby podjechał bliżej bramy... Odjedziemy za pięć minut... Ty wsiądź na konia, ale jedź wolno, ażebyś dopiero po nas przyjechał do Cusance... Dobrze?
— Dobrze.