Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/171

Ta strona została skorygowana.

— Jakąż więc masz nadzieję?..
— Sebastyanie! ojciec był dla ciebie bardzo surowy, bardzo okrutny... Dotknął twojej uczciwości, za zbrodnię poczytał miłość, jaką czuję dla ciebie, jakby ta miłość nie obudziła się w mem sercu sama przez się, ani bez twojej ani bez mojej winy... Gniew go zaślepił i uczynił niesprawiedliwym, ale gniew ten nie będzie przecie trwał zawsze... On taki dobry, wiesz o tem najlepiej, kocha mnie nieskończenie... da się wzruszyć memi łzawemi prośbami, cierpliwością... Całe tygodnie, całe miesiące może obstawać będzie przy swojem, aż pewnego dnia, zrozumiawszy, iż chodzi tu o szczęście moje na całe życie, wreszcie ustąpi...
Sebastyan zlekka wstrząsnął głową. Przy blasku błyskawicy Berta spostrzegła ten ruch.
— Nie wierzysz? — spytała zbolałym głosem.
— Jakże mogę wierzyć? — odpowiedział oficer. — Czyś zapomniała o małżeństwie, jakie ojciec chce ci narzucić?..
— To małżeństwo... — żywo odparło dziewczę — ja odrzucam ze wstrętem... nie nastąpi ono nigdy...
— Hrabia de Franoy widzi dla ciebie szczęście w tytule margrabiny... — podchwycił Sebastyan — i bynajmniej nie z tyranii, ale z przywiązania uczyni cię margrabiną de Flammaroche!..
— Nigdy!..
— Dziś, moja droga, tak myślisz, wiem o tem dobrze... szczerą jesteś, ale kiedy ja odjadę, kiedy zostaniesz sama z ojcem i z baronową, a oni oboje protegują mojego rywala i oboje połączą się przeciw mnie, kiedy ci przyjdzie walczyć każdej godziny, każ-