Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/173

Ta strona została skorygowana.

Oddychał wonią jej włosów, których rozpuszczone sploty muskały mu policzki i usta,
A biedne dziecko, pozostawione samo sobie szeptało:
— Kocham cię...
W pokoiku powietrze przesycała od burzy elektryczność.
Sebastyan jakby po mocnem winie czuł dziwny jakiś zawrót, upojenie.
Ta struna czysto ziemska, zmysłowa, odzywająca się niestety w każdej miłości, i w nim teraz zadrgała. Młodzieniec przestawał panować nad sobą... Zasłona jakaś zaciągnęła się nad jego sumieniem... Szatan nocy namiętnych owładnął całą jego istotą.
Otoczył ramieniem kibić panny de Franoy i głosem nerwowo drzącym rzekł:
— Berto, cierpisz, ponieważ wątpię, płaczesz, bo przyszłość mnie przestrasza... Jeżeli jednak zechesz, nie będę wcale wątpił... jeżeli chcesz, nie będę dłużej się lękał...
Usta Sebastyana dotknęły się ust dziewczęcia...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Na zewnątrz szalała burza, piorun uderzył tak blizko, że się aż wstrząsnęły kruche ściany pawilonu.
Rzec możnaby, że iskra elektryczna gromu raziła dziewczę i odebrała mu resztkę sił. Głuchy jęk wydarł się z ust panny de Franoy i głowa jej opadła w tył.
Sebastyan tulił do siebie bezwładne ciało...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .