Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/174

Ta strona została skorygowana.

Kiedy Berta odzyskała przytomność, oficer klęcząc przed nią, okrywał pocałunkami jej zimne ręce i przemawiał tkliwie,
Dziewczę słuchało go, wcale nie rozumiejąc. Słuchało go zaledwie, pracując myślami dla odzyskania pamięci. Nie mogła się upewnić, czy to, co się działo, było na jawie czy we śnie.
Wysiliwszy pamięć nadaremnie, poczęła przysłuchiwać się słowom Sebastyana,
— Cóż znaczy rozłączenie teraz, Berto moja ukochana? — mówił młodzieniec. — Oddalę się, jeżeli nie uradowany, to przynajmniej spokojny... O! dobrześ powiedziała! przyszłość należy do nas... doczekamy się jeszcze dni szczęścia... Teraz, kiedy należysz do mnie, wszystkie już chmury znikły... Teraz nie boję się już ani woli ojca, ani rad przyjaciółki, ani zabiegów rywala!.. Moją jesteś i możesz być tylko moją... Przepaść jest teraz między tobą a światem... Berto, życie mi ocaliłaś, a ja to życie, które tobie winienem, poświęcę całe, ażeby cię uczynić kobietą najszczęśliwszą ze wszystkich,
Panna de Franoy, owładnięta dziwnym jakimś niepokojem, od którego ściskało się jej serce, zdołała się ledwie melancholicznie uśmiechnąć.
I głosem cichym, jakby osłabionym długą gorączką, wyszeptała:
— Więc szczęśliwy jesteś teraz, mój drogi?
— Większego szczęścia chyba niema na ziemi! — wykrzyknął Sebastyan z zapałem.
— Będziesz czekał cierpliwie, aż starania moje i wola Boża usuną przeszkody i ojca mego dadzą nam błogosławieństwo.