Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/175

Ta strona została skorygowana.

— Będę czekał spokojny i ufny.
— Zapewne nie będziesz miał sił pozostać w tych stronach, kiedy dom nasz jest przed tobą zamknięty... Kiedyż odjedziesz?..
— Za dwa dni.
— Chciałabym cię widzieć jeszcze przed odjazdem... będę czekała na cię jutro o pierwszej w nocy... tutaj.
— Już mnie opuszczasz?
— Cierpię tak, jakbym miała umrzeć... Ledwie zdołam dojść do swego pokoju.
— Ależ burza...
— Już się uspakaja... grzmotów prawie nie słychać... deszcz przestał bić w szyby... Do widzenia, mój drogi... do jutra...
— Do widzenia... twój na zawsze...
Berta nadstawiła czoło młodzieńcowi i przy tem pożegnaniu dziwnie jakoś sztywna, sama nie wiedząc dlaczego, krokiem powolnym i niepewnym skierowała się następnie do zamku.
Upojenie Sebastyana nie ustało bynajmniej, choć widział w jakim stanie jest Berta, choć wiedział, jaką jej krzywdę wyrządził.
— Przyszłość do mnie należy teraz!.. — mówił do siebie idąc ku furtce. — Jestem kochany, więc będę żył... Za kilka godzin, o ósmej zrana zabiję margrabiego de Flammaroche!..