ta, ani słońca... Sądzę, chociaż przy zdaniu swem nie obstaję, że długo szukać musielibyśmy lepszego miejsca...
Nikt się temu nie sprzeciwił. Margrabia zgodził się też na broń, przyniesioną przez jednego z sekundantów Sebastyana. Przeciwnicy zdjęli z siebie zwierzchnie ubranie i stanęli naprzeciw siebie w odległości szpady.
Byli prawie tego samego wieku, tego samego wzrostu, obaj bardzo przystojni, chociaż w zupełnie innym rodzaju.
Kształty Sebastyana regularne znamionowały zdrowie silniejsze i większy zasób energii.
Goulian smuklejszy, delikatniejszy, zdawał się przedstawiać typ siły nerwowej.
Obaj byli jednako spokojni, zimną krwią równali się sobie.
Przez jedną czy dwie sekundy stali nieruchomo, jakby żywe posągi i przypatrywali się sobie uważnie, potem obaj naraz postąpili krok naprzód i ruchem instynktownym skrzyżowali z sobą żelazo.
Już samo wzięcie się do broni, zdradzało wprawę, męztwo i zapowiadało długą, uporczywą, niepospolitą walkę dwóch dzielnych szermierzy.
Zaczął się pojedynek.
W ciągu minut kilku, margrabia de Flammaroche użył wszelkich sposobów wytrawnego szermierza, wysilał się na zręczność i zwinność niepospolitą, nie zdołał jednak Sebastyana ani razu nawet zadrasnąć.
Taktyka tego ostatniego była bardzo prosta.
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/180
Ta strona została skorygowana.