Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/183

Ta strona została skorygowana.

czna, Sebastyan otworzył oczy, ale te rozszerzone źrenice zamgliły się zaraz i pozostały nieruchome.
Lekarz przyłożył rękę do jego serca, a twarz blizko do jego ust. Ani puls nie bił, ani nie było oddechu. Zamknął mu powieki i dając znak świadkom, że mogą złożyć ciało na ziemi, wyszeptał:
— Wszystko się skończyło!.. umarł.
— Umarł! — zawołał Goulian zgnębiony, doświadczając już uczucia, jakie następuje zaraz po zaspokojonej zemście, gniew gaśnie, nienawiść znika zjawia się żal.
— Umarł! — podchwycił ponuro i twarz zasłonił rękoma.
Stało się! stało niepowrotnie.
P. de Flammaroche, głęboko wzruszony, skłonił się przed trupem i oddalił się ze swymi sekundantami,
A sekundantów Sebastyana czekało jeszcze bardzo ciężkie, bardzo bolesne zadanie.
Trzeba było odnieść do Hantmont trupa, oddać starcowi, ojcu, nieżywego syna, który go przed dwiema godzinami opuścił tak pełen jeszcze życia.
Za staraniem doktora, przyniesiono tragi, położono tapczan a na niem zwłoki oficera zasłonięto białem prześcieradłem, jakby całunem. Na płótnie, w miejscu, gdzie się ono zetknęło z głową, wystąpiła złowroga plama czerwona.
Dwóch służących z zakładu kąpielowego dźwignęło nosze i orszak żałobny podążył ku wiosce Cusance, którędy droga prowadziła do Hantmont.