Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/184

Ta strona została skorygowana.
XXII.

Jenerał źle spał ostatniej nocy, chyba to nie ździwi czytelników.
Myśli jaknajprzykrzejsze, a nadomiar huk piorunów nie pozwalały mu zasnąć do samego rana.
Nie śpiąc, rozważał powoli w ciągu długich godzin, jak ma dalej postępować z Bertą.
Zrazu oburzony mocno na myśl, że córka jego jedyna, jego córka, hrabiego de Franoy! mogła się tak dalece zapomnieć, o tradycyi swego rodu nie pamiętać i oddać serce synowi chłopa, handlarza drzewem, potem zwolna się uspokoił, tłómacząc sobie, że Sebastyan musiał skłamać, twierdząc, że go Berta kocha.
— Co najwyżej — mówił do siebie — biedne dziecko przy niedoświadczeniu życiowem, mogło się niewłaściwie odezwać, a ten zarozumialec zaraz z tego powziął nadzieję! Co prawda, to moja już w tem wina. Człowiek mego stanowiska nie powinien pod żadnym względem spoufalać do siebie ludzi nizkiego pochodzenia! Baronowa i margrabia ostrzegali mnie przecie! A ja niechciałem im wierzyć. Stary szaleniec dałem się wywieść w pole temu kapitanowi! Co za nauczka! Nic mnie nie usprawiedliwia. Ale jakże nie ufać człowiekowi, który tak dobrze gra w szachy? Wprawdzie znaleźć na to można lekarstwo... P. Sebastyan Gérard już się tu nie pokaże... Tak go ostro zbeształem, że czemprędzej drapnie do Afryki, nie czekając na koniec urlopu... Berta, jak go nie będzie