Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/185

Ta strona została skorygowana.

widywała, to i zapomni o nim... choćby nawet teraz myślała... Dziecko szesnastoletnie wbija sobie w głowę, że zakochane, ale miłość taka to domek z kartek, zniknie za lada podmuchem... Córka moja będzie margrabiną de Flammaroche... Męża swego ubóstwiać będzie po sześciu miesiącach pożycia, zostanie szczęśliwą matką rodziny i do końca życia błogosławić będzie przezorność swego starego ojca.
W tych mniej więcej słowach, dawał się zawrzeć długi monolog hrabiego de Franoy.
Skoro Sebastyan Gérard wypędzony był z zamku, nie było po co wysyłać Berty na kilka dni do baronowej w Saint-Juan. Jenerał postanowił unikać z nią wszelkiej rozmowy w tym przedmiocie, nie obrzucać jej żadnemi wyrzutami i nawet nie pokazywać po sobie, że wie o tem, czego się dowiedział z wyznań kapitana huzarów.
Około godziny dziesiątej zrana, na krótko przed śniadaniem, Berta blada i cierpiąca, znajdowała się w ogrodzie z panią de Vergy, niedaleko od ganku. Czyniła jakie mogła wysiłki, ażeby ukryć cierpienie, a zwłaszcza przejmujący ją smutek.
Właśnie przyglądały się we dwie rozłożystej lipie, rozdartej na dwie części przez piorun, nieopodal od altany.
Drzewo padając, zerwało część dachu altany, w której Berta i Sebastyan poznali się po raz pierwszy.
— Co za wróżba! — rzekła smutno do siebie Berta.
Naraz dał się słyszeć zdala jakiś zgiełk. Dolatywał on z jedynej we wsi ulicy i coraz bardziej się wzmagał. Przez kraty sztachet można było widzieć,