Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/19

Ta strona została skorygowana.

czy pięciu arabów zasadzonych na tarasie, nie miało już innej broni prócz jataganów. Wystrzelano ich jednego po drugim, jak wściekłych psów.
Po tym tryumfie, Sebastyan wraz ze swym kolegą powrócił do pokoju na pierwszem piętrze i znów począł strzelać z okna. Nie żałował nabojów, ale mało która z kul trafiła, gdyż oblegający schronili się już przed niemi pod mury domostwa.
Nagle kłęb gryzącego dymu przedarł się przez szczeliny podłogi.
Na dole wybuchnął pożar. Obu oficerom groziło uduszenie od dymu lub spalenie żywcem.
W tejże chwili stary arab i jego córka, uradodowani z powodzenia szatańskich planów, wyszli z domu, ogarniętego płomieniami, i skierowali się ku laskowi.
Jakbądź podłą, ohydną była ich zdrada, Sebastyan nie miał odwagi wymierzyć sprawiedliwości przez zabicie kobiety.
Wziął na cel starca. Dym mu zasłaniał oczy, ręka mu drżała bezwątpienia. Padła młoda arabka...
Widok, jaki się przedstawił oczom porucznika był tak straszny, że Sebastyan, chociaż był blizki śmierci, od której zda się nic go już nie mogło wybawić, zapomniał o własnem niebezpieczeństwie.
Ojciec zatrzymał się przy swem dziecku skrwawionem, którem wstrząsały już ostatnie konwulsye konania.
Krzyk dziki, przeraźliwy, krzyk rozpaczy i przekleństwa wydarł mu się z ust. Rzucił się na kolana i bezsilnemi rękoma usiłował podnieść ciało, z którego uleciało już ostatnie tchnienie...