Berta czuła wstręt zupełny do jedzenia, porywały ją nudności, dręczył częsty zawrót głowy, uderzenie krwi, bicie serca, wreszcie omdlenia.
Berta poczęła nie znosić tych wszystkich rzeczy, które przedtem lubiła. Dawniej uwielbiała kwiaty, teraz nie mogła ścierpieć ich zapachu, doświadczała mdłości.
Pewnego dnia, chcąc przemódz w sobie tę odrazę, weszła umyślnie do małej cieplarni, gdzie przed kilku miesiącami z upodobaniem hodowała rzadkie rośliny.
Znaleziono ją na progu bez zmysłów.
Lekarz z zakładu kąpielowego wezwany przez hrabiego, długo rozmawiał z dziewczęciem, wypytywał je czego właściwie doświadcza, potem po głębokiem namyśle zaopiniował, nie chcąc wdawać się w bliższe objaśnienia, że choroba ta, jest jedną z najnaturalniejszych i że na nią niema żadnego lekarstwa.
Nazajutrz, gdy ponowiły się omdlenia, p. de Franoy znów posłał po doktora. Tym razem nie chciał on wcale do zamku przyjechać i dał odpowiedź hrabiemu, że najznakomitsi w świecie lekarze, nie zdołaliby ulżyć pannie de Franoy i że wyzdrowienie samo przyjdzie w odpowiednim czasie.
To uspokoiło jenerała zupełnie, ale zrodziło niewysłowiony niepokój w umyśle pani de Vergy.
Nie opuszczała ona wcale pokoju Berty podczas jej długiej choroby, słyszała dziwne rzeczy, szeptane przez dziewczę w malignie i chociaż sens wielu słów wydawał się jej, niestety! zbyt jasnym, wmawiała w siebie, że to tylko majaczenie gorączkowe bez żadnej podstawy. Nie wątpiła już zgoła o miłości Berty
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/191
Ta strona została skorygowana.