dla Sebastyana, ale nie chciała wierzyć, ażeby oficer mógł tak podle nadużyć uczucia i niewinności tego dziecka. Broniła się przed tą myślą wszelkiemi rozumowaniami.
— Berta nie była nigdy samą — powtarzała sobie — zawsze przy niej był ktoś... gdzieżby się z sobą mogli widzieć kochankowie potajemnie.
Pomimo to, baronowa nie chcąc się sama przed sobą przyznać, zachowała w sercu pewne podejrzenia. Jako wdowa, znała ona trochę tajemnicze strony życia kobiecego. Osobliwsze objawy choroby Berty, zachowanie się doktora z Guillon, jego odpowiedź przesłana jenerałowi, odpowiedź zarazem bardzo niewyraźna i zanadto wymowna, wszystko to wysoce wzmogło podejrzenia pani de Vergy.
Wtedy zapragnęła je wyjaśnić, dojść prawdy, wiedząc, że więcej się ma siły walczyć przeciw znanemu, niż nieznanemu niebezpieczeństwu.
Ale jak się o tem dowiedzieć?
Zapytać Bertę?
O tem ani myśleć nie mogła. A jeżeli się myliła, czyż mogła, czyż powinna zamącić pytaniami niewinną duszę i rumieniec wstydu wywołać na dziewicze czoło.
Wreszcie baronowa znalazła na to sposób. Kazała zaprządz do powozu i pojechała do Besançon, zapowiadając, że powróci nazajutrz.
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/192
Ta strona została skorygowana.