— Mam nadzieję...
— Słucham cię, kochana baronowo... Cóż za objawy?..
— Zaraz ci, doktorze opowiem...
Pani de Vergy zapoznała doktora z tem wszystkiem, co nam już wiadome jest, a nadto dodała wiele szczegółów, które uważaliśmy za zbyteczne przytaczać.
Starzec słuchał jej z uśmiechem.
— Czy to wszystko? — spytał, gdy baronowa zamilkła.
— Wszystko.
— No, to możesz pani przyjaciółce swej i jej mężowi zwiastować nowinę, która ich ucieszy niewątpliwie... Wkrótce cieszyć się będą dziecięciem...
Słowa doktora nie mogły być piorunującemi dla Blanki.
Przewidywała to nieszczęście, którego potwierdzenie usłyszała, bądź co bądź jednak cios był bolesny i pomimo wysiłków, nie zdołała ukryć wzruszenia.
— Cóż to, kochana baronowo — zawołał doktór — jeżeli się nie mylę, moja dobra nowina sprawiła fatalne wrażenie... Pani zbladłaś jak trup, w oczach masz łzy?.. Co pani jest?..
— Doktorze — szepnęła baronowa, ocierając oczy. — Nie wiesz jeszcze wszystkiego... twoja dobra nowina, zwiastuje, niestety! straszne nieszczęście.
Przyjaciółka, o której ci mówię, a kocham ją jakby była moją siostrą lub córką, nie ma wcale męża... To nie mężatka młoda... to młode szesnastoletnie dziewczę... Rozumiesz teraz, mój drogi przyjacielu?..
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/194
Ta strona została skorygowana.