Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/20

Ta strona została skorygowana.

Nie czując siły dostatecznej, podniósł w górę krwią zbroczone ręce, i zwracając je ku domowi z wyrazem na twarzy niewysłowionej wściekłości i nienawiści, potrząsnął tą krwią ku niewidzialnemu zabójcy jakby mu tem przesyłał groźbę i przekleństwo...
I rzec możnaby, że te przekleństwo przyniosło porucznikowi nieszczęście, bo w tejże właśnie chwili kula ugodziła go w głowę i runął bez przytomności na płonącą podłogę, przez którą wydobywały się z kłębami dymu i iskry coraz bardziej wzmagającego się pożaru...


III.

Kiedy Sebastyan Gérard odzyskał przytomność, leżał na wygodnem łóżku w szpitalu w Oranie, troskliwie pielęgnowany i po upływie stosunkowo krótkiego czasu podniósł się, bo rany w głowie, jak wiadomo, są albo śmiertelne, aldo prędko wyleczalne. Ocalenie jego zda się cudowne, było przecie jak najprostszą w świecie rzeczą.
Huzarom, kiedy już zginąć mieli, poduszeni dymem i płomieniami, udało się nareszcie oderwać klapę która ich więziła.
Obrona stała się możliwą, bo chociaż arabowie byli znacznie liczniejsi, jednakże „wściekłość francuzka“ zastępowała liczbę.
Dokonali zwycięzkiej wycieczki.
Dużo napastników trupem usłało ziemię. Inni rozpierzchli się spłoszeni, jak szakale pustyni.