Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/201

Ta strona została skorygowana.

ków. Berta, jak trafnie się sama osądziła, była nieroztropną, ale winną bynajmniej.
Nareszcie panna de Franoy doszła do oświadczyn Sebastyana, tak gwałtownie i okrutnie odepchniętych przez jenerała. Powtórzyła krótkie i smutne słowa, wyszeptane podczas kontredansu, na balu w podprefekturze. Opowiedziała ostatnie spotkanie i scenę w pawilonie, kiedy żegnali się z sobą i składali sobie nawzajem obietnice, a burza szalała na dworze. Nakoniec piorun uderzył w sąsiednią altanę i padła bez zmysłów na ręce Sebastyana.
Straszna tajemnica sfinksa dawała się odgadnąć.
Baronowa zrozumiała zbrodnię popełnioną przez tego, którego czekała śmierć i ręką delikatną, ręką iście macierzyńską uchyliła zasłonę, która zakrywała przed panną de Franoy ohydną rzeczywistość,
Berta oszalała z wstydu, z przestrachu, Z rozpaczy, uczuła że serce jej pęka, że w oczach jej ciemno. Wybuchła płaczem, szlochaniem. Rzuciła się w objęcia swej przyjaciółki, szepcząc:
— Ojciec mnie przeklnie... Jestem zgubiona... zgubiona... zgubiona...
— Nie, moja droga, moja ukochana — odpowiedziała pani de Vergy, całując bladą twarzyczkę nieszczęśliwego dziecka — nie, nie jesteś zgubioną... ja jestem przy tobie, ażeby cię pokrzepić, obronić, ocalić!.