Chwila rozwiązania zbliżała się i wtedy zwłaszcza zrozumiała pani de Vergy, jak prawdziwie opatrznościowem było litościwe wspólnictwo poczciwego doktora.
W samej rzeczy, bez niego, bez jego pomocy, bez jego przywiązania, czyż obie kobiety nie byłyby zmuszone pierwszemu nieznanemu człowiekowi powierzyć fatalną tajemnicę, od której zależało życie starca i honor dziewczęcia?
Straszna chwila nadeszła. Zaczęły się bóle. Było to wieczorem.
P. de Franoy przyjechawszy za dnia, zaniepokoił się, zastawszy Bertę bardzo bladą, ale tłomaczyło się to znużeniem i bezsennemi nocami spędzonemi przy chorej. Miał znów przyjechać za dwa dni. Za dwa dni! szczęście jeszcze w niezmierzonem nieszczęściu.
Co za dramat przerażający, złowrogi, odegrał się tej nocy w owym zamkniętym pokoju, podczas gdy w domu gdzieindziej wszyscy spali i nikogo nie trzeba było budzić.
Berta wiła się z bólu, gryząc kołdrę, dla stłumienia krzyków.
Baronowa blada, podobna była do posągu Przerażenia.
Tylko doktór Fangel zachował zimną krew i przytomność umysłu, głosem cichym ale wyraźnym dawał zlecenia Blance.
Nareszcie skończyła się ta straszna scena.
Berta wycieńczona, złamana, prawie nieżywa, przestała cierpieć.
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/204
Ta strona została skorygowana.