sty, zamężna od roku, miała właśnie syna od trzech miesięcy,
Doktór Fangel na kilka dni przedtem, dobrze powiadomiony, przybył do ojca Wawrzyńca, ażeby zapytać, czy Franciszka zgodzi się przyjąć dziecko, mające się wkrótce urodzić, a którego matka zbyt wątłą jest, ażeby je mogła sama karmić,
Kolonista, tak przywiązany dla doktora, dał naturalnie odpowiedź przyzwalającą. Nareszcie miał tak upragnioną sposobność przysłużyć się doktorowi.
P. Fangel spróbował postawić warunki pieniężne, ale wieśniak nie chciał ani słuchać.
— Panu nic nie możemy odmówić — rzekł — woli pańskiej jakiejbądź, zawsze się stanie zadosyć... Jeżeli koniecznie chcesz nam pan co dać, nie odmówimy ci przez szacunek, ażeby nie obrazić, ale wolelibyśmy nic nie dostać...
Doktór Fangel podał Franciszce wątłe dziecko Berty, mówiąc:
— Masz, moja droga córko, biedną istotkę, dla której będziesz drugą matką... Ta, która je urodziła, umarła, wydając na świat... To sierotka bez rodziny, opuszczona przez wszystkich prócz mnie... Polecam ci ją i twemu poczciwemu sercu...
— O! — zawołała młoda kobieta, biorąc na ręce małą istotkę i okrywając ją pocałunkami — jakie ładne dzieciątko... będę je bardzo kochała... tak jak swoje własne, panie doktorze... Będą sobie braćmi...
I poczęła je karmić,
— Jakże mu na imię? — spytał ojciec Wawrzyniec.
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/208
Ta strona została skorygowana.