Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/215

Ta strona została skorygowana.

żono już z jego ciągłych stosunków z najgroźniejszemi brytanami i z najgniewniejszemi indykami.
Listy te, uspakajały Bertę na godzinę, poczem znów ją opanowywało pragnienie zobaczyć Armanda, a ta myśl, przy ciągłem podnieceniu groziła przejściem w manię.
Pewnego dnia, w półczwarta roku po urodzeniu się biednego dziecka, pragnienie to rozpaliło się nadmiernie i stało się niemożliwem już do poskromienia,
Panna de Franoy, znajdując się naówczas w Saint-Juan, oświadczyła stanowczo baronowej, że jeśli nie zechce jej towarzyszyć, sama pójdzie pieszo na kolonię ojca Wawrzyńca i ucałuje Armanda, choćby się tem skompromitować miała zupełnie.
— I — zawołała, kończąc to mówić — jeżeli się zdradzę czego się obawiasz, jeżeli odsłonię swą tajemnicę tem lepiej... Przynajmniej położenie się wyjaśni.
— Ależ twój ojciec, nieszczęśliwe dziecko! — odparła pani de Vergy — zapominasz o ojcu!
— Ojciec mi przebaczy! On, co mnie kocha ponad życie, zrozumie, że muszę kochać syna ponad wszystko na świecie...
Baronowa przestraszona tem powziętem postanowieniem i czując się bezsilną, ażeby je zwalczać, prosiła o trzy dni dla ułożenie rzeczy tak, aby można było uniknąć wszelkiej kompromitacyi i obiecała zgodzić się wtedy. Natychmiast też wysłała konnego posłańca z listem do doktora Fangela w Besançon.
Doktór przyjechał następnego dnia swoim powozem i zaraz powiadomiony był o wszystkiem.
— Ha! — rzekł — niech i tak będzie! Czego kobieta chce, tego i Bóg chce, powiada nasze przysłowie fran-