Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/229

Ta strona została skorygowana.

Czy kochał już Bertę, on, którego serce dotąd naprawdę nikogo nie kochało? Nie śmiemy tego twierdzić. Jakże bowiem wskazać ściśle tę chwilę, kiedy się miłość zaczyna? Częstokroć samo serce nie wie, że zmieniło się jego bicie. P. de Nathon czuł, że znajduje się pod jakimś urokiem i bynajmniej nie pragnął mu się opierać. W Bercie spotykał typ oddawna wymarzony, którego dotychczas jednak szukał daremnie. Znał wiele kobiet piękniejszych, ale żadna nie wydała mu się tak czarującą i właśnie może dla tego braku wszelkiej kokieteryi, który cechował pannę de Franoy. Nawet ten chłód pogardliwy, jaki innego by obrażał, jego zachwycał.
Powiedzieliśmy już wyżej, że udało mu się przełamać lody, a od tej chwili zażyłość przyjacielska, ujmująca, ale pozbawiona wszelkiej zalotności, zapanowała między hrabią i młodemi kobietami, hr. de Nathon bowiem, takim samym był z baronową, jak z Bertą. W tem koleżeństwie niejakiem, które zamiłowanie do malowniczości przyrody czyniło ściślejszem, czas biegł niezwykle szybko i chwila, kiedy jenerał po ukończeniu kuracyi kazał przygotowywać się do odjazdu, nadeszła prawie znienacka.
Berta opuszczając Cusance, jak wiemy, wierzyła najzupełniej, że do życia przywiązuje ją tylko syn. Nieprzypuszczała bynajmniej, ażeby prócz tego co dotyczyło Armanda, mogło coś jeszcze wzruszyć gwałtownie jej serce.
Teraz musiała sama przed sobą wyznać z niezmiernym niepokojem, że to serce, które uważała za martwe żyje jeszcze i czuła, jakby w niem miało coś