Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/231

Ta strona została skorygowana.

pamięci!.. Pan o nas zapomnisz, skoro tylko znikniemy ci z oczu... i to bardzo naturalnie, bardzo słusznie... Bo i poco, nieprawdaż, zachowywać wspomnienia o tych, których się niema już nigdy zobaczyć?
— A dlaczego przypuszczasz, jenerale, że się już nie mamy zobaczyć? — spytał pan de Nathon z uśmiechem.
— Bo od jutra bardziej będziemy rozłączeni, niż gdyby nas przedzielały oceany!.. Przeszłość pańska; upodobania, przyzwyczajenia, pociągają pana do świetnego, pełnego blasku życia... Pana wir wielkoświatowy będzie niósł z miejsca na miejsce, a my żyjemy, nie odrywając się od swych skał... Jakże się więc spotkamy?..
Nowy uśmiech przesunął się po ustach dyplomaty.
— Jenerale — rzekł — chciałem panu sprawić niespodziankę... Ale zmuszasz mnie do wyjawienia mych projektów... Panna de Franoy i pani baronowa tyle mi dobrego raczyły naopowiadać o tym dzikim i uroczym zakątku, zwanym doliną Cusancin, że zdjęła mnie wielka ochota poznać tamte strony... Wiem już, że w zakładzie kąpielowym Guillon możliwem jest mieszkać... Zatem będę miał zaszczyt, jeżeli pan raczy mi tego nie odmówić, złożyć me uszanowanie w zamku Cusance za tydzień...
Jenerał ucieszony niezmiernie, porwał pana de Nathon za ręce i ściskał je z całych sił. Baronowa, zarumieniona z radości, zawołała: Brawo! Berta zbladła.
— A! — odrzekł p. de Franoy — nie mogę nawet panu wypowiedzieć, jak mnie pan tem ucieszyłeś...