Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/236

Ta strona została skorygowana.

— I to przyjmuję... Tylko nie ofiaruj mi, jenerale, za dużo, bo od pana wszystko przyjmę...
— E! do licha i masz pan słuszność, bo ja wszystko daję z serca!.. A
Pan de Franoy, jak wszyscy właściciele, oprowadził gościa po całem swem terytoryum, żalił się przed nim na szczupłość miejsca, na brak okazałości w zamku, ale w rzeczywistości kazał podziwiać komfort, z jakim urządził swą siedzibę.
Hrabia de Nathon musiał się zapoznać z ogrodem, ze wszystkiemi w nim ścieżkami, musiał zwiedzić stajnie, wozownie i obejrzeć całą posesyę od końca do końca i musimy to zaznaczyć, że przegląd ów nietylko nie znużył go, ale nawet sprawił mu prawdziwą przyjemność. Czyż dla niego nie było interesującem poznać w najdrobniejszych szczegółach ten dom, który zamieszkiwała Berta, ten ogród, któremu dodawała uroku swoją obecnością?
Oprowadzając gościa tu i owdzie, jenerał jednocześnie wydał służbie rozkazy.
Obiad był długi i długo się przeciągał. Gospodarz z gościem byli jeszcze przy stole, kiedy turkot powozu zwiastował przybycie Berty.
— Antoni — rzekł żywo p. de Franoy — nie mów nic panience, że pan hrabia jest tutaj, Chcę ażeby miała miłą niespodziankę.
W minutę później dziewczę wchodziło do pokoju stołowego. Na progu zastała ojca, który całując ją, rzekł:
— Moje drogie dziecko, nie jestem sam... Jeden z przyjaciół przypomniał sobie o nas... Jest tutaj... czeka... zgadnij...