Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/237

Ta strona została skorygowana.

Berta, zdjęta instynktownem wzruszeniem, spojrzała po za jenerała i zobaczyła Henryka de Nathon, który się jej kłaniał z uśmiechem.
Uczuła, jak wszystka krew uderzyła jej do serca, siły ją opuściły. Byłaby upadła, gdyby ją starzec nie powstrzymał, szepcząc przerażony:
— Mój Boże, co ci jest?..
— Zawrót głowy... — odpowiedziało dziewczę. — Jestem dziś trochę cierpiącą... Blanka nawet była o mnie niespokojną i chciała mi towarzyszyć... Ale zbytecznie... widzi ojciec... już przeszło...
— Doprawdy, już ci nic nie jest? — spytał pan de Franoy.
— Tak, z pewnością...
— Nie potrzebujesz czego?..
— Nic, tylko trochę spoczynku... Pozwoli więc ojciec i pan, panie hrabio, że teraz odejdę... przepraszam najserdeczniej za moją niedyspozycyę...
Berta zaledwie weszła do pokoju swego, ukryła twarz w dłonie i wyszeptała, a łzy gorzkie spływały jej z oczu:
— Więc mi nic nie będzie oszczędzone!.. Jestem zgubiona!... ja go kocham!..


XXVIII.

We dwa dni po pierwszej wizycie hrabiego de Nathon, baronowa de Vergy przyjechała do zamku de Cusance na dłuższy czas. Miała tu zabawić tak