Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/244

Ta strona została skorygowana.

dzenie? Co wtedy pocznę? Co się stanie z mem złamanem sercem i życiem bez celu?
— A to co? — zawołał pan de Franoy. — Zkądże takie przedwczesne zniechęcenie? Najlepsi żołnierze odrazu zostają pokonani, jeżeli idą do boju z przeczuciem klęski! Odwagi do licha! mój drogi hrabio! odwagi! nadziei!
— Oby cię Bóg wysłuchał, jenerale!..
— Wysłucha bo sprawiedliwy i pan na to zasługujesz! Chcesz posłuchać mej dobrej rady?
— I owszem!
— No! to sprobuj zaraz...
— Możeby lepiej było trochę jeszcze poczekać?
— Czekać? Na co?
— Dzisiaj jestem zanadto wzruszony,
— Będziesz pan nim także i jutro... — odparł starzec ze śmiechem. — Spodziewam się, że nie będziesz potrzebował przygotowywać się do mowy dyplomatycznej, a dyplomata w kłopocie... I wmówiłeś w siebie żeś już stary!.. mój Boże, hrabio, jakżeś ty jeszcze młody!.. Nie, panie ambasadorze, co drżysz przed ładnemi oczyma dziewczęcia, nie zwlekaj!.. Lubię zwycięztwo odrazu zdobyte bagnetem... Przypomina mi to dawne piękne czasy wojenne!.. Idź, rozmów się z moją córką dziś jeszcze, nie za godzinę ale zaraz... Wyjdziemy ztąd razem... Jeżeli Berta jest w swoim pokoju, poproszę ją do salonu i pan zaraz tam pójdziesz... Jeżeli przechadza się w ogrodzie z baronową, zostawię cię samego z nią i zajmę się baronową... Nikt ci nie przeszkodzi... No, kochany hrabio, już ani słówka!.. Raz! dwa! trzy!.. naprzód!..