Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/248

Ta strona została skorygowana.

tą nazwie mnie swym synem, ale nie taił się przedemną, że pozostawia pani w tem zupełnie wolną wolę i przyzwolenie otrzymać mogę tylko od pani... Dlatego widzi mnie pani u swych nóg... Dlatego pytam, czy otworzysz mi niebo, czy też strącisz mnie w otchłań rozpaczy?..
Kiedy to p. de Nathon mówił, z niepowściągnionem uniesieniem miłości, Berta stała milcząca, nieruchoma i od doznawanego wzruszenia, mieniła się na twarzy.
Kiedy hrabia wszystko już wypowiedział, gdy wszystkiego wysłuchała do końca, już była spokojną i panią siebie, ale snać gwałtowność wzruszenia wyczerpała jej siły, bo bladość twarzy mogła się równać białości jej sukni.
Wyciągnęła rękę, ażeby podnieść klęczącego Henryka. Uczuł on, że ręka jej zimna jak z marmuru.
— Panie hrabio — rzekła zwolna głosem, który chciała uczynić pewnym, ale niemogła tego dokazać — znam pana dobrze... Wiem, że masz serce dobre i szlachetne i duszę prawą... Dumną jestem, że serce to i dusza mnie się oddały... Widzę, że mnie pan kochasz szczerze i głęboko... Wiedziałam nawet o tem, zanim mi pan powiedziałeś... Wiem również, że szczęśliwą uczynisz tą, której przyrzeczesz szczęście i że nie zabraknie nigdy twej miłości dla tej, którą zaprzysięgniesz kochać...
— A nią pani jesteś!.. — zawołał p. de Nathon — nikt inny, tylko pani!..
— Powiedziałam już panu, że wiem o tem — mówiła dalej Berta z zachwycającą prostotą — i serce