Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/249

Ta strona została skorygowana.

moje nie jest bynajmniej niewdzięcznem dla tej szlachetnej miłości...
— Więc — zawołał hrabia — pani mnie kochasz!.. Wszak prawda, Berto!.. To przecie chcesz mi powiedzieć?..
— Tak — odrzekło dziewczę z anielską skromnością — tak, panie hrabio, kocham cię...
— Kochasz mnie!.. — powtórzył Henryk z upojeniem — kochasz mnie!.. o! to... przyszłość naszą jest!.. radości wszelkie!.. szczęście!.. Moją będziesz na zawsze!.. żoną moją ukochaną!.. Mój Boże! czyż może być na ziemi szczęście większe od mojego!.. O! jeżeli mnie tak kochasz, jak mówisz, Berto, powiedz mi to raz jeszcze, powtórz!..
Pan de Nathon ukląkł przed dziewczęciem, pochwycił je za ręce i tulił je w swoich z niewymowną radością.
Berta, cała drżąca, czuła się blizką omdlenia; Z każdą sekundą wzmagała się jej bladość. Wargi nawet zbielały. W obumarłej twarzy tylko oczy pozostały żywe.
— A! — wyrzekła złamanym głosem, rozdzierajacym tonem, — A! po cóż mi pan przerwałeś?.. Niestety, radość pańska do rozpaczy mnie doprowadza bo muszę ją stłumić... Przed Bogiem, który mnie słyszy, przysięgam, że pana kocham z całej mej duszy i że pana tylko będę kochała... Jedynem szczęściem dla mnie, byłoby oddać panu całe me życie i z panem iść przez nie... a jednak nigdy nie zostanę żoną pańską nie, nigdy... nigdy... przenigdy...
I głos dziewczęcia przy wymawianiu tego strasznego słowa, przeszedł w długie szlochanie.