Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/251

Ta strona została skorygowana.

na ramiona i wdzięcznie otoczyły jej twarzyczkę... Kilka łez ostatnich wymykało się z zaczerwienionych oczu i spływało po wybladłych licach. W tej chwili wyglądała jakby zmartwychpowstała i wyszła z grobu.
Hrabia utkwił w nią wzrok z widocznym niepokojem. Stan taki panny de Franoy mógł sobie tłomaczyć bardziej niż przedtem, tylko chwilowym obłędem.
Berta pojęła a raczej odgadła, co dzieje się w jego umyśle i dowiodła mu, że go rozumie, bo odpowiedziała na jego myśli:
— Nie, panie hrabio... nie, mój przyjacielu — wyrzekła z cicha i powoli — nie, nie jestem waryatką... Wybacz pan, żem pana naraziła na widok tak bolesny, który dla pana jest niezrozumiałym... Wyznanie głębokiego uczucia, jakie pan ma dla mnie, prośba, ażebym została pańską żoną, powinny mnie były uszczęśliwić... O! i bardzo uszczęśliwić! Tymczasem rozdarły mi serce! Nie pytaj pan... Nie umiałabym... nie chciałabym... nie mogłabym odpowiedzieć... Powiedziałam panu, że cię kocham... powtarzam to raz jeszcze, bo to prawda... Powiedziałam panu, że nigdy pańską nie będę... niestety i to jest prawdą... Dodaję, że nie mogąc być pańską, nie będę niczyją... Przed Bogiem przysięgam to panu... Teraz ulituj się pan nademną... Cierpię... Potrzebuję być samą... Opuść mnie pan i opuść mnie pan bez goryczy, jeżeli pan unieszczęśliwiony jesteś przezemnie, przysięgam panu, że pańskie nieszczęście nie może się równać z mojem!..