Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/253

Ta strona została skorygowana.
XXX.

Hrabia zobaczył zdaleka jenerała idącego z baronową, przez aleję cienistą po nad strumieniem; byli do niego obróceni tyłem.
Zamiast iść do nich, Henryk szybko poszedł w stronę ogrodu, gdzie gęstwina była największa i gdzie swobodnie mógł być sam.
Ledwie przy zmysłach się czuł i po tej utracie wszelkich nadziei, ledwie był w stanie myśleć.
Wreszcie powoli, stopniowo, przyszedł do siebie. Odzyskał czasowo zawieszoną władzę nad umysłem. W myśli powtarzał sobie najdrobiazgowiej najmniejsze szczegóły niepojętej sceny, w której był jednym z działaczy, każde słowo Berty, uprzytomniał sobie wyraz jej twarzy, ton głosu i szukał klucza do rozwiązania tej dziwnej i okropnej zagadki, od której w wysokim stopniu zależało jego szczęście.
Daremne usiłowania! Napróżno wysilał swój umysł. Zagadka pozostawała tajemnicą, jakby należała do starożytnego sfinksa, strzegącego tajników życia i śmierci!
Przeświadczony o bezskuteczności rozmyślań, Henryk porzucił ławeczkę darniową, na którą raczej upadł niż usiadł. Krokiem takim, jaki chyba mają lunatycy, gdy śpiąc idą, udał się w aleję, gdzie spodziewał się spotkać z panem de Franoy i panią de Vergy.
Oboje, jak zapewne domyślają się czytelnicy,