Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/256

Ta strona została skorygowana.

— O! pani, niech Bóg ześle dla twych zamiarów powodzenie, a szczęście zapewnisz człowiekowi, który cię, pani, kocha naprawdę jak siostrę.
— Dlatego właśnie, że wiem coś wart, mój drogi hrabio, że również czuję dla ciebie przywiązanie siostry, że wreszcie wiem, iż oddając ci Bertę, uczynię ją na zawsze szczęśliwą, dlatego tak pragnęłabym wielce ziszczenia twoich i naszych zarazem życzeń...
— Cóż mam uczynić?
— Opuść pan zamek, powróć do Guillon i czekaj.
— A długo?
— Tego nieumiem panu z góry powiedzieć, ale nie zaniedbam niczego, ażebyś pan czekał jaknajkróciej...
— Jutro nie mogę przyjechać?
— Nie...
— Dlaczego?
— Ponieważ nieobecność pańska, da czas Bercie do namysłu... Chcę, ażeby ona sama uczuła, jak jej brakować będzie pańskiego towarzystwa...
— A gdyby to doświadczenie dało wprost przeciwny rezultat? — szepnął hrabia, drżąc na samą myśl o tem. — A jeżeli kuzynka pani spostrzeże, że nieobecność moja jest jej obojętną?
Pomimo smutnej rozmowy, baronowa nie mogła się powstrzymać od uśmiechu.
— Niech się pan uspokoi — rzekła — kiedy takie serce, jak Berty, oddało się komu to już na zawsze... Nie widząc pana, jeszcze bardziej myśleć będzie o panu.
— Bo ja nie mogę jej nie widzieć...