Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/257

Ta strona została skorygowana.

— Uzbrój się pan w odwagę i cierpliwość... to konieczne...
— Ale niechże pani oznaczy jakiś prawdopodobny kres dla wymaganego odemnie poświęcenia..
— No dobrze, dwa lub trzy dni.
— Mój Boże, jak to długo trzy dni!
— Może nietrzeba będzie tyle... Postaram się o ile można skrócić tę nieodzowną próbę... W każdym razie nie wracaj pan, dopóki panu nie powiem: „Przyjedź“.
— Więc pani do mnie napisze?..
— Zapewne... a może jeszcze lepiej...
— Jakto?..
— Choćbym się miała szkaradnie skompromitować, sama zawiozę panu dobrą nowinę...
— O! jakże będę panią wyczekiwał!.. jak panią błogosławić będę!.. Pani jesteś dla mnie prawdziwie łaskawą opatrznością!..
— Zaczekaj pan, aż mi się uda...
— O! to mnie znów przestrasza! Czyżbyż obawiała się pani niepowodzenia?..
— Powodzenia można być dopiero pewnym, gdy nastąpi... Ale raz jeszcze panu powtarzam: Miej nadzieję!
Po tym ostatnim wyrazie pociechy, hrabia de Nathon pożegnał się z jenerałem i młodą wdową i w kilka minut później jechał już galopem do Guillon.
— Trzy dni!.. — szeptał. — Trzy dni oczekiwania!.. Trzy wieki niepewności i cierpień!.. Czy sił mi starczy, czyż ja dożyję do końca trzeciego dnia?.. O! Berto, Berto! jakżeś okrutna, cóżem ci uczynił?.. dlaczegóż za taką miłość, karzesz mnie takiem cierpieniem?..