Napomknęliśmy parę słów o wsi Hantmont, położonej o milę od siedziby jenerała, na wzgórzu, z ładnym gajem. Najznaczniejszą i pierwszą osobą w tej wiosce był mer, wieśniak sześćdziesięcioletni, który dorobił się majątku na handlu drzewem; ale pomimo fortuny, przynajmniej półmilionowej, i otaczającego go wielkiego szacunku, zawsze w okolicy nazywano go po prostu „ojcem Gérardem.“
Ojciec Gérard, obok pracowicie i uczciwie zrobionego pół miliona, umiał przecie czytać, pisać i rachować, w obyczajach jednak zachowywał całą pierwotną prostotę,
Jakim był na początku swych operacyi handlowych, takim na starość pozostał.
Oszczędny — żeby nie powiedzieć skąpy — jak w ogóle wszyscy wieśniacy, mieszkał w małym domku, a wszystkie tutaj jego ruchomości niewarte były może nawet dwustu talarów.
Jadł chleb razowy, słoninę, kartofle, kapustę i pił młode wino. Ubierał się zawsze w niebieską bluzę płócienną, czapkę bawełnianą w prążki i ciężkie sandały drewniane, wyłożone sianem i oklejone dla ozdoby skórą cielęcą.
Od święta tylko i na wielkie jakie uroczystości lub na podróż do miasta sąsiedniego, kładł na siebie surdut tabaczkowy, krótki w stanie, a długi za kolana i buty z podeszwami tak ponabijanemi gwoździami, jakby brama więzienna.
Ale na radach gminnych poczciwiec przewodniczył zawsze w bluzie płóciennej i bawełnianej czapie.
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/26
Ta strona została skorygowana.
IV.