Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/261

Ta strona została skorygowana.

— Tak, droga Berto, to możebne...
— Nigdy! nigdy! nigdy! — zawołało dziewczę z uniesieniem. — Pytałaś mnie przed chwilą. czy mam prawo skazać Henryka na cierpienie?.. Jeszcze mniej prawa mam oszukiwać jego prawe serce... za miłość jego szlachatną odpłacić podłą zdradą!.. O! wiem, że moje nieszczęście jest tylko nieszczęściem, ale nie zbrodnią... Tem niemniej jednak dźwigam na czole koronę sromotnego wstydu!.. Czyż więc taką koronę otrzymać ma odemnie ten, co mnie kocha?.. Gdybym podzieliła się nią z nim, dzisiaj niewinna męczenniczka, jutro byłabym nikczemnicą!.. Odpowiedz, Blanko, odpowiedz!.. Czy to prawda?
— Nie byłabyś ani winowajczynią, ani nikczemną!.. — odparła baronowa. — Ale nie będę usiłowała walczyć z dumą twej duszy, godną podziwu, nawet przy jej egzaltacyi... Chcę ci tylko powiedzieć, żeś się nie przyjrzała jeszcze kwestyi ze wszystkich stron...
— Ja widzę tylko jedną stronę... Alboż ma kilka stron?.. nie, niema...
— To też ja chcę ci je odkryć...
— Mów, słucham cię...
— Posuwasz odwagę aż do bohaterstwa — mówiła dalej baronowa — i z góry jestem przekonana, że nie zdołałabym cię przekonać, mówiąc tylko o tobie... Przemówić chcę w imieniu hrabiego, a ponieważ twój rozum jest również wrażliwy jak twe serce, więc może zrozumiesz.
— Któżby nie chciał posłuchać tak serdecznego głosu — szepnęła Berta.