Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/266

Ta strona została skorygowana.

Bóg mnie poprowadzi teraz na tę drogę, na którą zechce!.. Cokolwiek ze mną uczyni, niech będzie wola jego świętą... Nic mnie nie powstrzyma od tego, co on mi rozkaże... Nie ulegnę już prośbom ani twoim, ani ojca... Oprę się nawet waszym łzom...
Baronowa przycisnęła do siebie Bertę z uniesieniem gorączkowej czułości.
— Moja droga — rzekła — odpędź od siebie, odpędź te posępne myśli... Zdaj się na wolę Bożą i zdaj się na nią bez obawy, bo z góry pewną jestem, że nie mamy się czego lękać, a powinniśmy mieć nadzieję jaknajzupełniejszą..
— Obyś się niemyliła... — odparła Berta — obudziłaś we mnie gorączkę nadziei... Teraz mi pilno rozegrać tę grę, która stanowić ma o moim losie... Chodźmy do zamku...
— Po co?
— Chcę napisać... napisać ten list straszny.
— Dziś wieczór?
— Raczej przez noc... bo potrzeba mi będzie wielu godzin, wielu łez, ażeby wyszukać każde słowo... zebrać każde zdanie.
Drżenie nerwowe wstrząsnęło ciałem dziewczęcia.
Zresztą był to atak przemijający.
— List oddam tobie... — podchwyciła Berta po chwili. — Wszak ty już pomyślisz o tem, ażeby go doszedł...
— Sama mu go oddam... Z rąk moich przejdzie jedynie do rąk Henryka.