Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/275

Ta strona została skorygowana.

— Więc zgoda! będzie pan milczał?
— Przysięgam...
— Zresztą bądź pan spokojny... każde słówko pańskie za chwilę będzie jej powtórzone, a to, czego wzbraniam panu mówić jej, sama jej za pana powiem. Niech pan mej wymowie zaufa... A teraz ucałuj pan moją rękę bo odjeżdżam, i powiedz, że zostawiam pana zadowolonego... Będzie to honoraryum za me dyplomatyczne trudy!..
— O! droga baronowo, z najbardziej zrozpaczonego uczyniłaś człowieka najszczęśliwszego z ludzi! Słów wszystkich byłoby nie dosyć dla wyrażenia pani wdzięczności mojej...
— Nie wyrażaj jej pan... znam ją dobrze... Bądź pan spokojny, jeżeli to możebne... Nie zwarjuj przecie z radości... Zaraz o panu mówić będę... Więc do widzenia wieczorem...
— Do widzenia, baronowo...
— Berta jest kuzynką moją, drogi hrabio... zatem do widzenia, „kuzynku“!..
Przy tych słowach pani de Vergy opuściła pokój pod Nr 12, wsiadła do powozu i pojechała z powrotem do zamku Cusancin.
Była godzina pierwsza po południu. P. de Nathon miał więc przed sobą do zabicia cztery godziny, zanim mu wolno było zobaczyć Bertę. Wyszedł z hotelu i udał się w drogę nie konno lecz pieszo, umyślnie zbaczając na wszelkie spadziste pagórki, ażeby się znużyć fizycznie tym spacerem, a przez to uspokoić trochę umysł, bał się bowiem, że jeśli dłużej posiedzi w swej celi, zwarjuje z radości!