Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/299

Ta strona została skorygowana.

Proszę cię, ażebyś go tak przyjęła, jakgdyby był nie moim synem chrzestnym, ale moim rodzonym synem.
Jeżeli hrabia zechce mu udzielać rad we wszystkiem, co dotyczy jego przyszłości, jeżeli ty znów nie odmówisz mu swoich, w rzeczach elegancyi i stosunków światowych, zostanie wkrótce człowiekiem, nie pozostawiającym nic do życzenia.
Chociaż Armand jest jeszcze zbyt młody, ażeby myśleć o ożenieniu go, nie zawadzi wcale ci wiedzieć, że pieniężnie mówiąc, nie będzie on wcale partyą do pogardzenia. Zrobiłam testament kiedyś w chwili wolnej i uczyniłam go wyłącznym spadkobiercą moim. Owóż moje długoletnie oszczędności pozwoliły mi dojść do trzydziestu pięciu tysięcy rocznego dochodu. Mój chrześniak odziedziczy je po mnie. Co prawda obiecuję sobie, że dam mu na nie czekać o ile można jaknajdłużej, ale w razie jego małżeństwa blizkiego lub dalekiego, zapisane one będą w intercyzie.

Wszystko już powiedziałam, nieprawdaż? Tak. Więc tylko jeszcze całuję cię serdecznie, zarówno jak jasnowłosą Herminię, śliczną córkę jeszcze śliczniejszej matki, ściskam dłoń naszemu kochanemu hrabiemu i pozostaję kochającą was wszystkich troje z całego serca

Blanka de Vergy.

— Jaka to dobra i miła kobieta! — zawołał p. de Nathon, gdy hrabina skończyła czytać — a bardzo słusznie liczy na nas. O! rzecz prosta, iż jej protegowanego przyjmiemy jaknajlepiej! Dzieckiem rodziny naszej będzie, nieprawdaż Berto?
— Tak... — odpowiedziała, a serce o mało co nie wyskoczyło jej z piersi.