Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/303

Ta strona została skorygowana.

Upłynęła godzina, potem druga, potem trzecia. Herminia wróciła. Pan de Nathon przyjechał z parlamentu. Oczekiwanie gorączkowe było daremne. Armand się nie pokazywał.
Hrabina mówiła do siebie z westchnieniem: Przyjdzie jutro! i nazajutrz, przygotowana myślami z dnia poprzedniego do znalezienia się sama z synem, postara się również oddalić Herminię, której dotychczas nie pozwalała nigdy samej jeździć w powozie nawet z zaufanym służącym.
O godzinie trzeciej odezwał się dzwonek w przedsionku, zwiastując czyjeś przyjście. Berta doznała gwałtownego wstrząśnienia, Wstała drżąca, spojrzała W lustro i przeraziła się swoją bladością.
Wszedł lokaj niosąc bilet wizytowy, który oddał pani de Nathon, pytając jednocześnie:
— Czy pani hrabina przyjmuje?
Berta wyczytała:

Armand Fangel.

A. poniżej ołówkiem nakreślone te słowa:
„Ma zaszczyt przedstawić się pod egidą pani baronowej de Vergy“.
— Przyjmuję.. — odpowiedziała niepewnym głosem.
Lokaj wyszedł, powrócił, wymówił z powagą nazwisko gościa, usunął się przed nim i zamknął drzwi.
Syn i matka znaleźli się w obec siebie.
Na co się przydadzą postanowienia z góry powzięte i zawczasu obmyślane dyalogi.?
Bercie zdawało się, że jakiś płomień zasłonił jej oczy, bicie serca czuła aż w głowie, zapomniała o wszystkiem co sobie ułożyła, straciła przytomność