umysłu jak pensyonarka, zaskoczona na schadzce, niewiele brakło ażeby nie oniemiała, tak ją paraliżowało wzruszenie.
Na szczęście, nawyknienia kobiety światowej wypłynęły na wierzch wśród tego rozbicia myśli i pozwoliły jej odpowiedzieć w sposób machinalny na pierwsze słowa Armanda. Mówiła, a mówiąc, sama się dziwiła, że słyszy dźwięk swego głosu, tak mało zdawała sobie sprawy z tych frazesów banalnych, jakie jej usta wymawiały, przy automatycznym uśmiechu.
Młodzieniec, sam bardzo onieśmielony, znajdując się po raz pierwszy w salonie wielkiej damy, kobiety światowej, nie był w stanie zwrócić uwagi na to szczególne zachowywanie się hrabiny.
Zresztą stan jej taki niedługo trwał. Pani de Nathon, powściągnąwszy wzruszenie, zapanowała nad umysłem i słowami, po przemijającem przygnębieniu ogarnęła ją niepomierna radość.
Po latach siedmnastu doznawała takiego uczucia, jakie ją upoiło wówczas, kiedy doktór Fangel przyprowadził jej Armanda do zamku baronowej. Syn jej, jako dziecko, przeszedł wtedy dumne nadzieje jej macierzyńskiej czułości. Przeszedł je on i teraz w swej nowej postaci.
Armand był wysoki i smukły, kształty jego regularne, łączyły jak niegdyś wdzięk z siłą. Twarz jego miała wyraz prawdziwej męzkości, przypominający jego ojca i była zarazem arystokratycznie dystyngowaną, jak u matki, do której zresztą wcale nie był podobny.
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/304
Ta strona została skorygowana.