Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/315

Ta strona została skorygowana.

cię punkt o szóstej. Rozpoczniesz pracę w ciężkiej dobie życia politycznego.
Odtąd życie Armanda było prawie takie, jakieby pędził syn pana de Nathon, gdyby hrabia miał syna. Armand jadł śniadanie w pałacu co rano, obiad kilka razy na tydzień, a wieczory spędzał zawsze z hrabią i hrabiną, ilekroć ci nie wyjeżdżali do znajomych, dokąd nie mógł im jeszcze towarzyszyć dla zbyt świeżej żałoby.
Czuł on dla męża Berty prawdziwy szacunek, uwielbienie i wdzięczność. Teraz przeniósł nań tę miłość, to przywiązanie, jakie w nim doktór Fangel obudził.
Względem pani de Nathon doświadczał jakiegoś nieokreślonego uczucia, z którego sam sobie nie był w stanie zdać sprawy, a uczucie to, pełne szacunku, było przecie inne, niż jakie miał dla swej matki chrzestnej Blanki de Vergy. Tamto uczucie trwało od pierwszych lat jego dzieciństwa, to powstało dopiero świeżo, a jednak było żywsze jakoś i głębsze. Zdawało mu się, że gdyby musiał rozłączyć się z Bertą i nigdy już jej nie oglądać, wtedy pękłoby mu serce, gdy tymczasem z łatwością znosił nieobecność baronowej.
Przy całym braku niedoświadczenia życiowego, Armand mógł był zaniepokoić się tym wpływem, jaki nań poczynała wywierać ta kobieta tak piękna i tak młodo jeszcze wyglądająca. Ale ten niepokój pozbawiony byłby wszelkiej podstawy. Podziwiał piękność Berty, jak się podziwia oblicze Madonny Rafaela, ale piękność ta, nie przejmowała go żadnem wzruszeniem. Hrabina była dla niego istotą wyższego