polotu, nieskalaną, świetlaną, którą należało uwielbiać na klęczkach nie jako kobietę ale jako anioła.
Żyjąc wśród rodziny Nathon, widując Herminię codziennie, Armand nie mógł jej nie pokochać. Kochał ją rzeczywiście uczuciem bardzo żywem, ale również spokojnem jak żywem. Jej nieustająca wesołość, naiwna świeżość umysłu, aureola niewinności, zdająca się okalać jej jasne włosy, wszystko go w niej zachwycało, ale i przy niej nie czuł się wzruszonym. Gdy słuchał jej, gdy odpowiadał, serce nie biło mu żywiej.
Nieraz mówił do siebie: „Szczęśliwy będzie, kto zostanie mężem tego ślicznego dziecka... Ale i brat jej byłby szczęśliwym!“
Tak szły rzeczy przez pewien czas i zdawało się, że wszystko dzieje się jaknajlepiej na tym z najlepszym ze światów, gdy nagle, bez żadnej przyczyny widocznej, pani de Nathon jakoś pobladła, oczy zmęczone i zaczerwienione świadczyły jakby o nocach bezsennych i pomimo wszelkich z jej strony wysiłków widocznemi się stały smutek jej i zamyślenie.
Henryk wielce zaniepokojony, pytał żonę daremnie o przyczyny tej zmiany tak raptownej i tak wyraźnej. Odpowiedziała, że jej nic nie jest, że nic ją nie boli ani moralnie, ani fizycznie i że to chyba zdaje mu się, że jest zmieniona.
Bynajmniej tą odpowiedzią nie uspokojony, wiedział bowiem, że są choroby, których cierpiący mogą się nawet nie domyślać, a niebezpieczeństwo w takich razach niemniej jest groźne, hrabia wezwał doktora i prosił Bertę, ażeby się go poradziła.
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/316
Ta strona została skorygowana.