Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/317

Ta strona została skorygowana.

Doktór znalazł u hrabiny lekką gorączkę, ale po za tem nie dojrzał żadnej choroby widocznej. W każdej innej porze roku, byłby radził jechać do wód, tego wybornego środka dla doktorów, gdy sami nie wiedzą co począć z chorym, ale tu już się zima zbliżała. Zalecił więc jaknajzupełniejszy spokój dla umysłu tudzież i rozrywki.
Pan de Nathon wzruszył ramionami.
— Spokój dla umysłu, a któżby go miał jeżeli nie Berta! — szepnął. — A rozrywki?.. przecie zawsze ma je do wyboru, ile jej się tylko podoba...
Hrabina z każdym dniem stawała się coraz smutniejszą, coraz bledszą.
Henryk napisał do baronowej tylko tych kilka słów:
„Przyjeżdżaj pani, — Potrzebujemy pani.“
Pani de Vergy, którą rachunki z dzierżawcami folwarcznymi zatrzymywały tym razem dłużej, niż zwykle, rzuciła wszystko i następnego dnia przyjechała już do Paryża.
Pan de Nathon, uprzedzony przez nią telegramem, czekał na stacyi.
— Co znaczy ten list lakoniczny! — zawołała. — O mało co nie zwarjowałam z niepokoju!.. Cóż się dzieje?
— Mam nadzieję, że damy sobie z tem radę, gdy pani będziesz z nami — odpowiedział Henryk — ale chciałem się z panią najprzód sam widzieć... Berta...
— Tak, zaraz myślałam że to o nią... i tem bardziej się przestraszyłam... Czy chora...
— To jeszcze nicby nie było... Chorobę widoczną możnaby wyleczyć...