Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/319

Ta strona została skorygowana.

pan być ździwionym, kiedy o godzinie siódmej wieczorem, oznajmią ci dziś przybycie gościa... to ja będę.
Powóz Przybył na ulicę Fronchet, gdzie baronowa miała swoje mieszkanie... Hrabia wstąpił do niej, porozmawiał przez kwadrans o Armandzie, wychwalając go co niemiara i pożegnał się w chwili, gdy nadeszli służący z pakunkami.
Potem kazał się zawieźć do parlamentu i powrócił do siebie jak zwykle na kilka minut przed siódmą,
W salonie siedzieli razem Berta, Herminia i Armand Fangel.
Już miano się udać do pokoju jadalnego, gdy dał się słyszeć w przedsionku odgłos dzwonka.
— Któż to może być o tym czasie? — spytała hrabina. — Czyś zaprosił kogo na obiad, mój drogi?
— Nikogo — odrzekł pan de Nathon.
Drzwi się otworzyły i lokaj oznajmił:
— Pani baronowa de Vergy.
Berta krzyknęła radośnie i przebiegłszy przez salon z żywością młodego dziewczęcia, rzuciła się kuzynce na szyję i ucałowała ją z prawdziwem uniesieniem.
Pan de Nathon uśmiechnął się.
— Byłem tego pewny! — pomyślał. — Już się ożywiła!.. To dobrze... Kochana baronowa jest prawdziwą naszą opatrznością!..
— Tak, tak, to ja!.. — rzekła Blanka, odwzajemniając się Bercie pocałunkami — Tak, to ja!..
— Czemu nas nie uprzedziłaś? — spytała hrabina.
— Chciałam wam sprawić niespodziankę i chyba mi się udało! Hrabia widzę aż oniemiał ze ździwienia! Herminia nie mówi ani słowa, a mój chrześniak