Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/320

Ta strona została skorygowana.

Armand jakby nie był pewien, czy to ja jestem naprawdę!.. No, chodźcie mnie wszyscy ucałować, ale prędko i serdecznie, bo gotowam pomyśleć, że nie jesteście mi radzi...
Po scenie, która się następnie odbyła, jak się łatwo domyśleć, pani de Vergy mówiła dalej:
— Zapewne będziecie teraz jedli obiad i spodziewam się, że i mnie zaprosicie. Pominięcie mnie byłoby okrucieństwem... Jeść mi się chce jak podróżnej.
— Służę kuzynce — rzekł pan de Nathon, podając rękę — chodźmy do stołu.
Blanka, usiadłszy przy hrabim, naprzeciw Berty: przyglądała się jej ukradkiem, ale z wielką uwagą przy świetle palących się świec.
Hrabina ożywiona świeżem wzruszeniem, doznaną radością z przybycia kuzynki, odzyskała dawne kolory na twarzy a oczy jej się świeciły tym blaskiem co i dawniej, Uśmiechała się wesoło i szczerze.
Pani de Vergy odetchnęła ucieszona.
— E! — rzekła do siebie — Henryk musiał się omylić, chwała Bogu, od miłości w głowie się mąci kochanemu dyplomacie!.. zwyczajną migrenę kobiecą naraz bierze za groźną chorobę... Berta zawsze ujmująca, jest tak szczęśliwa i wesołą jak dawniej i ma się jaknajlepiej.
Niestety, Blanka aż nazbyt prędko przekonała się, że zanadto pośpieszyła się ze swem zdaniem. Dobroczynne wzruszenie, które tak ożywiło Bertę, raptownie znikło.
Twarz przybrała znów cerę alabastrową. Obwódka ciemno-sina okrążyła powieki i Blance przy-