Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/326

Ta strona została skorygowana.

Długie milczenie nastąpiło po jej ostatnich wyrazach. Nareszcie przerwała je pani de Vergy, widocznie przygnębiona.
— Masz słuszność, moja droga — szepnęła. — Tak, otworzyłaś mi teraz oczy i to, co mi się wydawało prostem, przedstawia mi się obecnie tak, jak tobie, w rzeczywistem świetle... Żałuje cię z całego serca!.. Niestety, na fakty spełnione niema lekarstwa... Położenie jest okropne i niema żadnego z niego wyjścia.
— Mylisz się! — odparła Berta, a oczy zabłysły jej dziwnym jakiemś płomieniem jest jedno...
— Jakie?..
— Odwaga... szczerość!. Zadługo zwlekałam... sił mi brakło... Ale śmierć lepsza od wstydu... Dłużej wahać się nie będę... Powiem wszystko... niech się dzieje co chce... powiem...
— Komu?.. — wyjąkała baronowa ze drżeniem,
— Temu, który powinien wszystko wiedzieć... mężowi, niech osądzi, czy godna jestem litości.
— Nieszczęsna!.. cóż ty mu powiesz?
— Prawdę... Siedmnaście lat temu, zaniosłaś hrabiemu wyznanie nieszczęścia, jakie mnie ściga do dziś dnia... On tak mnie kochał, że mnie zaślubił, pomimo plamy na zawsze... Powiem mu: Tę zasłonę, jaką twa ręka szlachetna rozpostarła nad przeszłością dziś muszę rozedrzeć... Dziecko zbrodni żyje... to Armand!...
— Berto!.. — zawołała baronowa, składając ręce — Berto, ty tego nie uczynisz!..
— Uczynię!.. Już tak postanowiłam i nic na świecie nie odwiedzie mnie od spełnienia tego zamiaru.