— Ależ i owszem, jenerale.. przyjmuje zaproszenie z całego serca...
— Poczciwy z ciebie chłopiec, kochany kapitanie... Siadamy do stołu o szóstej, ale przyjedź wcześniej na wódkę...
— Będę punkt o piątej.
Tak rozmawiając starzec i młodzieniec, w ciągu kilku minut zaprzyjaźnieni jaknajserdeczniej, nadjechali do wioski Cusance.
Naprzeciw kościoła, na prawo, droga prowadziła do niezbyt pańskiej siedziby hrabiego Franoy.
Zatrzymano konie, a kiedy groom zsiadłszy otwierał sztachety, jenerał raz jeszcze podał rękę Sebastyanowi Gérard i rzekł:
— Więc do jutra.
Kapitan ujrzał zdaleka, jak mignęła w parku różowa sukienka i sploty jasnych włosów pod kapelusikiem słomianym, ale wdzięczne to zjawisko zniknęło natychmiast po za szpalerem krzewów i kwiatów, aż zaraz zamknęły się sztachety.
Sebastyan popędził konia i ruszył dalej ku Hantmont.
W chwili, gdy hrabia zsiadał z konia i rzucił cugle groomowi, nadbiegła Berta i, zanim spostrzegł, już go wycałowała w policzki.
— Dzień dobry, ojczulku! Cóż, dobry był spacer?