Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/335

Ta strona została skorygowana.

Jak wiemy, pawilon zamieszkany przez Armanda łączył się drzwiami i kilku stopniami schodów z oszkloną galeryą pałacu.
Względy przyzwoitości nie pozwalały, ażeby młody człowiek korzystał z tych drzwi i pan de Nathon wziął od nich klucz. Berta wiedziała o tem i pewnego razu, podczas gdy mąż był w parlamencie, poszła do jego pokoju, pootwierała wszystkie szuflady, przeszukała wszędzie i nigdzie nie znalazła tego klucza.
Nie zraziła się przecie tą niespodziewaną i zdawałoby się niepokonalną przeszkodą.
Powieści kryminalne, tak dzisiaj w modzie, obeznały ją ze sposobami do jakich się uciekają złodzieje, gdy chcą mieć odciśnięcie zamku, albo dorobiony klucz, dla uniknięcia włamania.
Autor romansu obiaśniał w sposób jasny i techniczny najdrobniejsze szczegóły tych praktycznych środków.
Hrabina, pomimo wielkiej obfitości koni i powozów w domu, które miała w każdej chwili do rozporządzenia, wychodziła często sama pieszo, czy to do kościoła, czy to dla spełnienia w cichości jakiego miłosiernego uczynku.
Na jednej z takich wycieczek kupiła kawałek wosku modelatorskiego i wróciła do pałacu cała drżąca, jakby miała dopuścić się czego złego, ukradkiem Wślizgnęła się na galeryę oszkloną i odcisnęła zamek u drzwi tak dokładnie, że zręczny robotnik powinienby się był zadowolić tym wzorem.
To już coś było, ale bardzo jeszcze mało, względnie do tego, co pozostało jeszcze do uczynienia. Pani